czwartek, 27 lutego 2014

Pra pra babcia - Michalina Ostromęcka




Michalina Ostromęcka
 z domu Swolkień
10 maja 1880  - 3 maja 1981




  Córka Edwarda Swolkień i Felicji Korwin Kurkowskiej, nazywana w rodzinie Lineczką lub Misią. Miała siedmioro rodzeństwa, pięciu braci - i dwie siostry.  Swolkieniowie byli właścicielami dóbr ziemskich w powiatach kowieńskim i wiłkomirskim w guberni wileńskiej. Wokoło rodzinnych Szejkun rosły piękne lasy, a do majątku należało parę folwarków. Na skraju lasu była kaplica - grobowiec, zbudowana przez dziada Edwarda na pamiątkę po żonie Michalinie, którą bardzo kochał i po której wnuczka odziedziczyła imię. Chciała iść do zakonu, ale do Niepokalanek poszła jej siostra Karolina. We wczesnej młodości przeżyła wielką miłość do nauczyciela braci - p. Makomaskiego.

 Ojciec wydał ją za mąż 10 sierpnia 1901 r. za Piotra Ostromęckiego, porucznika wojsk carskich. Przez 15 lat małżeństwa urodziła ośmioro dzieci: Stanisław, umarł w młodym wieku, na serce, a drugi, Piotr, jako oficer pułku szwoleżerów, został w 1939 r. aresztowany przez wojska bolszewickie, wywieziony poza granice kraju i zamordowany w Katyniu. Tam jego zwłoki zostały przez Niemców wykopane, rozpoznane i zidentyfikowane. Najstarsza córka Jadwiga (prababcia moich dzieci)   Janka  wyszła za maż za Wacława Zielonkę. Helena, piąta z kolei została żoną Jacka Januszewskiego. Alina umarła mając 23 lata, zostawiając narzeczonego, Jana Wolskiego. Stefan, najmłodszy, zdobył wykształcenie rolnicze, ożenił się z Janiną Zieleniewską i zamieszkał w Sochaczewie. Z woli rodziców, jako najmłodszy syn miał się stać dziedzicem Tomaszowic. Niestety wojna pokrzyżowała wszystkie plany. Córka Wanda wyszła za Bogusława Osuchowskiego, z którym miała 3 dzieci Bogusława i Magdę i Kazimierza.


Piotr Ostromęcki - zamordowany w Katyniu.

  Kiedy zmarł mąż (25 XI 1916) najstarsze (Jadwiga) miało 14-15 lat, a najmłodsze (Stefan) - 7 miesięcy. Została sama, nie znając się na niczym, a musiała zająć się nie tylko dziećmi, ale też majątkiem i założoną przez Piotra szkołą. Pomóc miała „Rada Opiekuńcza”, do której należał brat Michaliny Konstanty i właściciele sąsiednich majątków. Michalina słuchała, ale robiła często „po swojemu”. Większość czasu spędzała w Lublinie, w kamienicy przy ul. Niecałej, bo dzieci uczyły się w mieście. Spraw majątku pilnował administrator. Starała się jak najlepiej wychowywać dzieci. Ksiądz miał u niej zawsze pierwsze miejsce przy stole. Zdarzało się, że w czasie wakacji mieszkał w pałacu i po parę tygodni. Z biegiem lat przebudowała kaplicę w mały kościółek i zaczęła starać się w Kurii o ustanowienie parafii. W 1922 r. zmarł nagle najstarszy syn – Stanisław. Po Jego śmierci zapisała 18 morgów pod kościół, na plebanię i małą 2 klasową szkółkę z mieszkaniem nauczycielskim za parkiem w drodze do Nałęczowa. Urządzała też w Tomaszowicach rekolekcje dla młodzieży. W 1924 roku Michalina Ostromęcka wymawia szkole lokal w pałacu i zajęcia przenoszą się do izb w czworakach oraz pomieszczeń wynajętych od gospodarzy.  W 1940 r., w wypadku złamała nogę, którą potem trzeba było amputować do kolana. W szpitalu spędziła 5 miesięcy. Bardzo cierpiała, ale jakoś przeżyła i w maju wróciła do Tomaszowic, gdzie były jej wnuki - Maryś i Magdalena Osuchowscy (dzieci Wandy) oraz nauczycielka i często zmieniające się pomoce domowe. Pociechą była dla niej kaplica. Jak tylko mogła to do niej chodziła, żeby tylko być na Mszy świętej. W 1945 roku, w dobrach rodziny Ostromęckich ma miejsce reforma rolna. 

 Michalina pałac opuściła 20 sierpnia 1950 r. Wyjechała do Poznania, gdzie zamieszkała z córką Wandą i jej rodziną w Fabianowie, w małym domku na peryferiach miasta.
Przed opuszczeniem pałacu porządkowała rodzinne „papiery” i wiele z nich spaliła. Książki treści filozoficzno-religijnej ofiarowała Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu. Kiedy złożyła podanie do władz o pozwolenie zabrania z Tomaszowic reszty swojej własnej biblioteki, którą skonfiskowano, otrzymała odpowiedź odmowną.
  We wspomnieniach kuzynów i córki Wandy pozostała osobą wspaniałą, rzadko spotykanym typem kobiety. Była niezwykle religijna, pogodnego usposobienia, poddająca się wyrokom Bożym. Nieszczęścia, które ją spotykały - śmierć męża i 4 dzieci, trwałe kalectwo (amputacja nogi) i utrata majątku po wojnie nie zachwiały jej głębokiej wiary w sprawiedliwość boskich wyroków. Nadal była pełna dobroci, uprzejmości i łagodności, a gniew nie miał do niej dostępu.
Dzieci wychowywała jak tylko można najpobożniej. Mówiła z nimi i ze służbą pacierze, prowadziła do kościoła. Nie pieściła ich, żeby nie rozwijać, jak mówiła, małostkowości. Dobierała im towarzystwo rówieśników, tak, że dom nieraz był pełen młodzieży. Modliła się często i spisywała wszystko, co tyczyło się duszy. To pisanie było pod koniec życia jej pociechą. Z kulami pod pachą jeździła autobusem do kościoła do Żabikowa. W kościele miała swój jubileusz 100 lecia. Zmarła w rok później, w święto Matki Bożej, w wieku 101 lat, prawie nagle, bo do ostatniego dnia, słabo, ale chodziła.