Dzieci jak to dzieci uwielbiają się pluskać, pływać, robić zamki złej królowej otoczone fosą. Kuba w tym roku nauczył się pływać na plecach i coraz lepiej mu to wychodzi.
Natomiast ja dbam o ich bezpieczeństwo. Czyli tak jak już pisałam niedawno: kapelusz, woda i krem do opalania.
Dziś pokażę Wam krem, który używamy w tym roku. Jest to wodoodporny balsam do opalania firmy SORAYA.
O tym, że filtr w takim kremie musi być duży chyba nie muszę pisać.
Pojemnik posiada pompkę, dzięki czemu aplikujemy odpowiednią ilość kremu. W poprzednich latach miałam normalne wyciskane butelki. Czasami jak za mocno nacisnęłam, to za jednym razem na 2 dzieci wystarczyło i jeszcze zostało :P.
Konsystencja kremu jest akurat, nie za rzadki i nie za gęsty. Łatwo się rozprowadza po skórze, ale nie spływa. Jest to ważne, bo ostatnio miałam taki krem, który ledwo dało się wycisnąć, a rozprowadzanie go po skórze było koszmarem.
Co do skuteczności, moje dzieci pluskały się 2 godziny non stop, bez dodatkowego kremowania i nic się nie stało. Zresztą popatrzcie na rękę mojego męża, którego niezbyt dobrze posmarowałam. Od razu widać, że krem działa :) i jest wodoodporny (mąż też długo się pluskał z dzieciakami).
A po kąpieli, lub po wizycie na basenie dobrze użyć balsam po opalaniu SORAYA. Dobrze nawilża skórę. Powinien też koić podrażnienia, ale tego jeszcze nie wiem (całe szczęście). Ma bardzo przyjemny zapach.
A na koniec obowiązkowe zdjęcie blogerskiej córci :)
Kocham te coraz większe stópki :)